Contents:
Wiszące dookoła butów błoto, wyglądało, jakby całe podeszwy odpadały z onuców wojskowych. Czas leci, ja tu jedno zdanie o ubłoconych zawodnikach, a Ewelina z Mirkiem po kolejnym ekspresowym bufecie biegną dalej tym razem w stronę Chyrowej do kolejnego punktu ulokowanego na 81 km, zaliczając przy okazji góreczkę Kamień, wioskę Kąty, następnie góreczkę Grzywacką, Łysą Górę oraz Polanę. W Chyrowej oprócz standardowego punktu kontrolnego i bufetu znajdował się również przepak, tzn.
Osoby, nie posiadające supportu mogły przebrać się tutaj oraz dopakować potrzebne.
O krótszych nie wspominam, gdyż tekst w nieskończoność ciągnąłby się. Zrobił im kilka fotek oraz fachową poradę rzucił na dalszą część trasy, która o wiele trudniejsza jest z powodu zmęczenia. Z Chyrowej wszyscy biegli do kolejnego punktu kontrolnego ulokowanego w Iwoniczu Zdroju.
Za nim udało się tam dostać trzeba było pokonać jedynie trzy górki czyli Grzbiet Chyrowej, Kamienną Górę, z której zbiegiwało się do Pustelni Św. Jana z Dukli. Następnie w Nowej Wsi przebiegali przez bardzo ruchliwą drogę krajową nr 19 prowadzącą do przejścia granicznego w Barwinku. O bezpieczeństwo zawodników zadbały osoby kierujące ruchem. Szkoda, ze niektórzy kierowcy tirów z krajów południa Europy, po chamsku wymuszali pierwszeństwo doprowadzając do wielu niebezpiecznych sytuacji. Nadmienię, iż ruch odbywał się płynnie, nie było żadnych korków, należało tylko odrobinę zwolnić.
Dróżka przebiegnięta, teraz czeka…? Ile chcesz? Słowa te idealnie pasują do tej górki. Cergowa pokonała dwójkę biegaczy z czołówki stawki takich jak Bartek Gorczyca, który biegł na drugim miejscu, mając 3 sekundową stratę do prowadzącego zawodnika oraz Kingę Kwiatkowską biegnącą na 2 miejscu wśród kobiet. Oboje wycofali się na km w Iwoniczu Zdroju z powodu kontuzji w trakcie zbiegu z szczytu do Lubatowej. Ewelina, której doskwierał od Chyrowe ból kolana i uda również była na granicy wycofania się. Wspinając się na Cergową dzwoniła do Wielebnego, iż po dotarciu do Lubatowej, rezygnuje bo ból spowalnia ją i jest coraz bardziej nasila się.
Powiedziała Mirkowi, żeby biegł sam i walczył o jak najlepsze miejsce, natomiast ona powoli dojdzie do auta Wielebnego. Wielebny kup mi kabanosy bom głodna! Co za kobieta, siedem żyć ma jak kocica…!
Wielebny zgarną z Lubatowej kontuzjowaną Kingę Kwiatkowską i popędzili razem autkiem w stronę Iwonicza Zdroju do kolejnego punktu kontrolnego. W niedalekiej odległości znajdował się sklep spożywczy, zakupił kabanosy i pognał z nimi w stronę punktu. Dobiegająca Ewelina, czuła już z oddali ich przyjemny zapach, skubnęła kilka kawałków na dalszą drogę, dotankowała się wodą oraz izotonikami, wzięła czołówkę, gdyż słoneczko szybkim tempem zaczęło zachodzić i pobiegła, próbując dogonić Mirka.
W pewnym momencie tempo miała lepsze od niego. Zatrzymajmy się chwilę przy Kindze Kwiatkowskiej, zawodniczce konkurencyjnej drużyny. Po dotarciu do Iwonicza Zdroju, obsługa punktu kontrolnego skierowała ją do stanowiska medycznego.
Schłodzili bolące kolano, rozmasowali nogę, podbudowali psychicznie Kingę, która podjęła decyzję powrotu na trasę zawodów. Chcąc być FAIR, rywalizację postanowiła zacząć od miejsca, w którym wycofała się, czyli 5 km wcześniej. Skorzystała z pomocy Wielebnego, który podwiózł ją do Lubatowej celem kontynuacji biegu.
Dobiegając do Iwonicza Zdroju, kontuzja ponownie dała o sobie znać, więc Kinga ostatecznie wycofała się.
Wracamy na trasę, gdyż Mirek z Eweliną biegną w stronę kolejnego punktu ulokowanego w Puławach Górnych przy stacji narciarskiej Kiczera Ski. Ewelina niesamowite tempo narzuciła. W Rymanowie Zdroju z 3 kilometrowej straty do Mirka zniwelowała do niecałych 10 minut. Na zbiegu z Zamkowej dogoniła zawodnika, którego ciągnęła dalej. W okolicach Wisłoczka biegła już z dwoma zawodnikami. Tam tempo trochę spadło, ponieważ uprosili ją aby biegła z nimi.
Można powiedzieć kobieta chłopów zajechała. Pomysł wspólnego biegu dość fajny, gdyż samemu pokonywać resztę trasy w ciemnościach po dzikim Beskidzie Niskim nie należy do przyjemności. Delikatną przygodę miał też Wielebny. Wracając z Wisłoczka w stronę Puław Górnych, zobaczył zawodnika, który kładzie się na drodze. Zatrzymał się, podszedł do niego i pyta czy potrzeba pomocy?? Jakiś żeli energetycznych??
Wycofujesz się i trzeba cię podwieźć do punktu kontrolnego?. Ogórków i kapusty w bagażniku autka nie było, ale zawodnik skusił się na małą puszkę pifka lite oraz słone paluszki, które postawiło go na nogi. Wracamy teraz do Mirka, który z każdym kilometrem coraz świeższy w porównaniu do reszty zawodników, gdzie wyprzedzał duże grupy osób, ledwo włóczące nóżkami. Na przedostatnim punkcie w Puławach Górnych, zatrzymał się na krótką chwilę aby dolać do bukłaka izotonik, pobrać z auta batony energetyczne i pognał dalej. Ewelina przybiegła już z większą stratą dochodzącą do 30 minut ponieważ ciągnęła za sobą wytyranych zawodników.
Przy aucie zmieniła wyładowane baterie w czołówce, skubnęła troszkę jedzonka na bufecie, poczekała na swoich towarzyszy co jakiś czas ich poganiając i ruszyli dalej w stronę Przybyszowa. Tutaj czekała na wszystkich długa wspinaczka na Kiczerę, potem bieg łąkami a następnie zbieg do ostatniego z punktów kontrolnych w Przybyszowie. Z każdym kilometrem zmęczenie i brak snu dawało się coraz bardziej we znaki. Jeden z nich nawet w krzakach postanowił ulżyć sobie trudy zawodów. Krzyknął do Mirka, iż jemu tu dobrze i wygodnie.
Może na misia Yogi czekał, który ciepłym futerkiem go okryje? Mirek przybiegł na ostatni punkt kontrolny ok godziny Nie brał już nic z supportu, wypił jedynie gorącą kawę serwowaną na bufecie i pobiegł dalej. Ewelina o północy pojawiła się. Zmęczenie dość mocno jej doskwierało, choć lepiej wyglądała niż jej trzej towarzysze, którzy nie mieli siły ruszyć dalej.
Kabanosów nie wzięła aby ich zapach, nie przyciągnął wilków, gdzie przez ich krainę przebiegała. Wracając do Mirka nadal świeżutko wyglądał.
Za cel postanowił sobie, dobiec na metę w Komańczy poniżej 24 godzin. Odległość z Przybyszowa wynosiła jedyne 13,7 km. Do pokonania była jedna góra, następnie łąki na jej szczycie, później trochę błotnisty 2,5 km zbieg i ostatnie 1,5 km asfaltem aż do mety. Jak się okazało zbieg okazał się najbardziej karkołomny. Błoto było masakryczne, które wręcz zasysało nogi z każdym krokiem, a pokonanie jego trwało wieki.
Mirek Pawluś linię mety przekroczył tuż przed pierwszą w nocy zajmując 66 miejsce Open. Pokonanie dystansu km z Krynicy Zdroju do Komańczy zajęło mu 24 godz 57 min i 21 sek. Ewelina Borowska-Pawluś na mecie zjawiła kilka minut po 3 w nocy. Zajęła 7 miejsce Open wśród kobiet.
Zespół szkół nr telefonów do Click Here , aby zabawie oświadczasz henryk nowakowski wybierasz kraków randka z nich zaznaczyło na randkę on-line. Dzisiaj już nie ma tej generacji, musimy cierpliwie czekać na następców. Znów na drodze coś wyrosło! Poradził sobie ucząc się jej na pamięć przy pomocy młodych braci. Mechanizm ten ma na celu zapewnienie prawidłowego funkcjonowania portalu Jaslo4u.
Jej czas to 27 godz 8 min i 51 sek. Przybiegła w towarzystwie 3 zawodników, których ciągła przez ostatnie 40 km aż do samej mety, gdyby nie Ewelina, oni nie ukończyliby. Dystans km ukończyło osoby na startujące. Ostatnia osoba miała czas 34 godzin 48 minut. Limit czasu wynosił 35 godzin.
W początkowej części artykułu pisałem o Elżbiecie Marchewce. Startowała na dystansie 80 km z Krynicy Zdroju do Chyrowej. Rywalizację rozpoczynała o 1 w nocy, godzinę później niż zawodnicy biegnący km. Ela zmagała się z tymi samymi trudnościami co Ewelina i Mirek na dodatek bez supportu. Uznał, że szybciej ku doskonałości chrześcijańskiej podąży w towarzystwie innych. Postanowił wstąpić do klasztoru. W Polsce, podobnie jak w całej Europie, posiadali wiele domów.
Dwudziestokilkuletni były pustelnik skierował swe kroki do klasztoru w Krośnie. Przyjęty z otwartymi ramionami w kolejnych latach przeszedł duchową i intelektualną formację zakonną. Po uzyskaniu święceń kapłańskich bardzo szybko, jak na ówczesne standardy, został skierowany do pracy kaznodziejskiej. Kazania głosił po polsku, ale także w języku niemieckim.
Na początku lat tych pełnił nawet we Lwowie posługę kaznodziei niemieckojęzycznego w kościele szpitalnym św. Z czasem powierzano mu także ważne funkcje w zakonie. Wiemy na pewno, że był gwardianem klasztorów w Krośnie i we Lwowie.
Przez pewien czas pełnił także urząd zwierzchnika kustodii ruskiej franciszkanów, w skład której wchodziło 7 klasztorów.