Contents:
Paulina była tu jednocześnie szwaczką, kucharką, krawcową, służącą, nauczycielką, aptekarką, nawet modystką o naiwnie krzykliwym guście, na obiadach zaś i większych przyjęciach okazywała doskonałe wychowanie, dumny profil i piękne jeszcze ramiona. Powszechnie mawiano w dywizji, że gdyby generał został ministrem wojny, generałowa świetnie umiałaby czynić honory domu w pałacu przy bulwarze Saint-Germain. Ruchliwa działalność i praca generałowej szczodrze objawiały się na zewnątrz w pobożnych i miłosiernych uczynkach. Pani Cartier de Chalmot była opiekunką trzech żłobków i dwunastu fundacji zaleconych przez kardynała arcybiskupa.
Tak też myślała pani generałowa Cartier de Chalmot.
W całym mieście. Zaktualizuj wyniki. Anuluj. Przemek, 28, Wiązów - Chce poznać nowych ludzi. 4. Przemek. Online 7+ dni temu. Wiązów. Grzesiek, 26, Wiązów. i mężczyznami. Poznaj lepiej osoby, które mieszkają w: w Polsce, a to wszystko dzięki Badoo! Kuba, 21, Zawidów - Chce poznać nowych ludzi. 4. Kuba.
Była ona bardzo pobożna otwarcie, w sposób nieco krzykliwy, podobnie jak krzykliwy był jej głos i kwiaty na jej kapeluszach. Wiara jej, rozlewna i dekoratywna jak łono, w którym się mieściła, wspaniale objawiała się w salonach. Swymi uczuciami religijnymi generałowa wielce szkodziła mężowi. Ale oboje nie zważali na to. Generał także miał przekonania chrześcijańskie, co by mu nie przeszkodziło jednak aresztować kardynała arcybiskupa, gdyby dostał rozkaz na piśmie od ministra wojny.
Pomimo to był podejrzany dla demokracji. Nawet prefekt Worms-Clavelin, bynajmniej nie fanatyk, uważał generała Cartier de Chalmot za człowieka niebezpiecznego. Była to wina generałowej. Miała ona ambicję, lecz jednocześnie wysokie poczucie honoru i nigdy by nie zdradziła swego Boga. A gdy dowiedziała się, że chodzi o wyniesienie na biskupstwo w Tourcoing księdza Lantaigne, człowieka tak wielkiej i stałej cnoty, ożywiła się i mężnie zawołała:. Ksiądz Lantaigne musi być mianowany! Mój mąż nie napisze. Zbyteczne nalegać. On uważa, że wojskowy nigdy o nic prosić nie powinien.
I ma rację. Mój ojciec był też tego zdania. Ksiądz kapelan go znał i wie, że był to człowiek zasłużony i dobry żołnierz. Znałem go, oczywiście. To był bohater i chrześcijanin. Prawo, Obyczaje — Główną zaletą pułkownika de Balny, mego teścia, było to, że znał dobrze cały regulamin kawalerii z roku Regulamin ten tak najeżony był trudnościami, że niewielu oficerów znało go w całości. Później zniesiono go, co zmartwiło pułkownika de Balny i przyśpieszyło jego zgon.
Zaprowadzono nowe regulaminy, niewątpliwie odznaczające się większą prostotą. Nie wiem jednak, czy dawniejszy porządek rzeczy nie był lepszy. Trzeba dużo żądać od kawalerzysty, aby cokolwiek zeń wydobyć. To samo tyczy się piechoty. I generał począł starannie manewrować swoimi żołnierzami w pudełkach. Pani Cartier de Chalmot niejednokrotnie słyszała to samo. Dawała zawsze jednakową odpowiedź. I teraz rzekła:. Jak możesz mówić, że papa umarł ze zmartwienia, kiedy został on rażony apopleksją podczas inspekcji! Stary kapelan z niewinną przebiegłością sprowadził znów rozmowę na interesujący go przedmiot.
Ale jeśli ksiądz sądzi, że wstawiennictwo moje może być użyteczne, powiem słówko Jego Eminencji. Nasz arcybiskup wcale mnie nie przeraża. Wybiegła na korytarz i ze schodów dawała jakieś rozkazy kucharce. Potem znów ukazała się w pokoju. Czy dobrze?
Stary kapelan uczynił gest, jakby ją chciał wziąć za ręce, ale tego nie uczynił. Pewien jestem, że dobry święty Antoni Padewski będzie z panią i pomoże jej przekonać Jego Eminencję kardynała arcybiskupa. To wielki święty. Mówię o świętym Antonim… Panie nie powinny myśleć, że zajmuje się on wyłącznie odszukiwaniem zagubionych klejnotów… Ma on w niebie co innego do roboty. Prosić go o chleb dla biednych — to już lepsze, oczywiście.
Pani to pojęła, łaskawa pani.
Chcę bliżej z nim się zapoznać. Ale słowa o tym nie pisnę moim dobrym siostrom. Mówił o Zgromadzeniu Sióstr Zbawienia, których był kapelanem. Święte to dziewice. Ale zanadto przywiązane są do drobnych praktyk te małostkowe, biedne niewiasty.
Westchnął wspomniawszy czasy, kiedy był kapelanem pułkowym, owe tragiczne dni wojny, kiedy towarzyszył rannym na noszach ambulansowych i pokrzepiał ich kropelką wódki. Rozdając rum i tytoń spełniał misję kapłańską. Uległ jeszcze pokusie, by opowiadać o walkach pod Metzem; Wojna, Żołnierz, Sąsiad rozpoczął od anegdotek. Miał ich dużo w zapasie, zwłaszcza o pewnym saperze, nazwiskiem Larmoise, Lotaryńczyku, człeku zasobnym w różne wybiegi.
Zapytałem go raz, gdzie je wykopuje. Dzieli nas tylko granica. Uściskaliśmy się, pogadaliśmy o rodzicach, przyjaciołach. Trzeba je tępić surowo, biorąc jednak pod uwagę okoliczności. Tego wieczora ksiądz Lantaigne, rektor seminarium, w czasie swej zwykłej przechadzki wzdłuż wałów spotkał profesora nadzwyczajnego na wydziale humanistycznym, pana Bergeret, który uchodził za umysł znakomity, lecz dziwaczny.
Ksiądz Lantaigne wybaczał mu jego sceptycyzm i chętnie z nim rozmawiał, gdy spotkał go w cienistej alei wiązów.
Pan Bergeret ze swej strony rad był badać duszę inteligentnego księdza. Obaj wiedzieli, że ich rozmowy na ławce w alei publicznej nie podobają się ani dziekanowi wydziału, ani arcybiskupowi. Ale księdzu Lantaigne obca była przezorność ludzka, a pan Bergeret, bardzo znużony, zniechęcony i smutny, dawno wyrzekł się względów bezużytecznych. Jego przyzwoita i taktowna niewiara, częste napady dewocji jego żony i nie kończące się katechizowanie córek sprawiły, że w biurach ministerstwa uchodził za klerykała, niektóre zaś przypisywane mu zdania wyzyskiwali przeciwko niemu katolicy z przekonania i patrioci z zawodu.
Zawiedziony w swej ambicji, pan Bergeret chciał przynajmniej żyć według swej woli i, nie potrafiwszy podobać się, dyskretnie starał się nie podobać. Tego jasnego i cichego wieczora, ujrzawszy księdza Lantaigne, który zbliżał się zwykłą drogą, pan Bergeret postąpił kilka kroków ku niemu i spotkał się z nim pod pierwszymi wiązami alei.
W kilku niezbyt sprecyzowanych zdaniach wyrazili całą litość, jaką wzbudzał w nich świat, w którym żyć musieli.
Ksiądz Lantaigne ubolewał nad upadkiem tego starożytnego grodu, w wiekach średnich tak bogatego w idee i naukę, a teraz podległego kilku sklepikarzom-masonom; pan Bergeret natomiast mówił:. Ksiądz i profesor zasiedli na kamiennej ławce, na której siedzieli już dwaj milczący, bladzi i znużeni starcy. Z ławki był widok na zieloną łąkę, która opadała miękko w przejrzystej mgle aż do topoli rosnących nad rzeką. Nadto czytałem świeżo wydaną książkę księdza Cazeaux o Doktorze balsamicznym.
Otóż, co mnie w tej książce uderzyło…. Nie znając teologii błąkałem się w niej nieraz. Ale wyrozumiałem z niej, że błogosławiony Rajmund, ten mnich tak bardzo prawowierny, twierdził, że mędrzec może mieć o tym samym przedmiocie dwa różne, wręcz sprzeczne sądy: jeden teologiczny, zgodny z Objawieniem, drugi czysto ludzki — oparty na doświadczeniu lub rozumowaniu. Doctor balsamicus , którego posąg tak poważnie zdobi podwórzec pałacu arcybiskupiego, utrzymywał, o ile zrozumiałem, że ten sam człowiek może jako obserwator i uczony zaprzeczać prawdom, w które jako chrześcijanin wierzy i które wyznaje.
I zdawało mi się, że ksiądz Cazeaux, uczeń księdza rektora, godzi się na taki dziwny system. Ksiądz Lantaigne, ożywiony tym, co usłyszał, wyciągnął z kieszeni czerwoną chustkę, którą rozwinął jak sztandar, i z twarzą pałającą, z szeroko otwartymi ustami, z czołem podniesionym, rzucił się śmiało w szranki dysputy. I wykażę panu słuszność tej pozornej sprzeczności na najprostszym przykładzie. Oto dwa niezgodne z sobą sądy o tym samym przedmiocie. A jednak są równoczesne.
Jednocześnie twierdzisz, że nóż jest i że go nie ma na stole. I skończywszy swoje dowodzenie ksiądz Lantaigne, jakby sztandarem scholastyki, potrząsnął swą kratkowaną chustką, upstrzoną tabaką. Ale profesor nadzwyczajny na wydziale humanistycznym nie był przekonany. Nietrudno mu było wykazać pustkę tego sofizmatu; oszczędzając swego słabego głosu, odrzekł z cicha, że szukając noża doświadcza po kolei, nie zaś jednocześnie obawy i nadziei, skutków niepewności, która trwać nie może, bo ostatecznie zawsze skończyć się musi na tym, że z pewnością się stwierdzi, czy nóż jest na stole, czy go nie ma.
Ksiądz pozwoli mnie także uciec się do przykładu. Pan Bergeret przesunął językiem po wargach i uśmiechnął się. W głębi duszy był wolterianinem. Czyż ksiądz rektor powie jednocześnie, że Jozue słońce zatrzymał i nie zatrzymał go? Rektor seminarium bynajmniej nie wyglądał na zmieszanego.