Contents:
Gdy podano mu obiad, jadł bez opamiętania, jakby jutro już miał go nie dostać. Gabrysia, choć u rodziny Polańskich jest od lat, gdy tylko widzi mamę pochylającą się nad swym dzieckiem w wózeczku, pyta pani Marii: Dlaczego ja tak nie miałam? Dlaczego nikt mnie nie przytulał, gdy byłam malutka? Dlaczego nikt mnie tak ślicznie nie ubierał?
Dostały coś więcej — nadzieję, że poza nami, mają za sobą innych ludzi — mówią Polańscy, ciesząc się na wspólną Wigilię, do której, jak mówią, zasiądzie tyle osób, ile walczyło podczas rozgrywek w mikołajki: mama, tata, Staś, Michał, Karolek, Piotruś, Kasia, Gabrysia, Zosia, Paulinka, Rafał z żoną i córeczką oraz Bernard. Bombka z dodatkiem serca DTS ma już swoją bombkę, wykonaną przez mamę Kacpra.
Ty też możesz kupić ozdobę, wspierając leczenie chłopca. Wszystkie robótki pani Moniki można znaleźć na profilu Kacpra Nosala na Facebooku oraz stronach internetowych: moj—ziemski—aniol. Kacperek Nosal cierpi na czterokończynowe porażenie, małogłowie i padaczkę. Jego miesięczna rehabilitacja kosztuje ok.
Mama chłopca, by mieć pieniądze na jego leczenie, nocami wykonuje ozdoby świąteczne. Kupując od niej bombkę, możesz pomóc dziecku. Kacper przyszedł na świat 15 marca r. Jego rodzice, ale także biegli, uważają, że gdyby nie zaniedbania, do jakich doszło podczas porodu, ich syn byłby zdrowy. Pozwali do sądu Szpital Specjalistyczny w Nowym Sączu, domagając się zadośćuczynienia za cierpienia dziecka.
Pierwsza rozprawa już się odbyła. Niemniej bez względu na jej wynik, rodzice Kacperka muszą zapewnić mu stałe leczenie i rehabilitację. To, co oferuje w tym zakresie NFZ, mija się z rzeczywistymi potrzebami. Chłopiec musi czekać na rehabilitację nawet kilkanaście miesięcy.
A w jego wypadku nie ma mowy o zaniechaniu zabiegów czy rezygnacji z leków. Od prawie dwóch lat jego rodzice wydają około 1 tys.
Przed jej rozpoczęciem Kacper miał kilka ataków w ciągu dnia z , zgięciami. Teraz ma zaledwie jeden w ciągu roku, który przechodzi tak łagodnie, że osoba niewtajemniczona nawet nie zorientowałaby się, że ma do czynienia z padaczką. Kolejny stały miesięczny wydatek to rehabilitacja, której koszt również przekracza tysiąc złotych. Do tego trzeba doliczyć pampersy i inne środki do pielęgnacji. W sumie leczenie chłopca to wydatek 2,5 — 3 tys. Rodzice chłopca, by zebrać wymagane kwoty, organizują koncerty. Pani Monika ponadto, ponieważ zawsze lubiła robótki ręczne, zaczęła wykonywać ozdoby świąteczne, które sprzedaje później na profilu facebookowym Kacpra lub wystawia na aukcje.
Raz swą pomoc zadeklarował kolega. Małą bombkę robił cztery i pół godziny. Kiedy skończył, zapytałam go, na ile by ją wycenił. Odpowiedział, że na 30 złotych. Wyjaśniłam mu, że ja mogę ją sprzedać za Bardzo się.
W tym roku, za pieniądze ze sprzedaży ozdób wielkanocnych wykonanych przez panią Monikę, Kacper mógł pojechać na turnus rehabilitacyjny. Czy sprzedaż bożonarodzeniowych będzie równie owocna? Niestety, felieton nie będzie taki, gdyż święta dopiero za tydzień, a informacje po wyborach samorządowych nie napawają optymizmem. W związku z tym, że wybory zostały sfałszowane jak twierdzi PiS , partia ta objęła władzę absolutną w powiecie i w magistracie.
Realizując taką wojenną taktykę, on jako zwycięzca wyborów całym łupem podzielił się ze swoimi akolitami, czyli radnymi z listy PiS i komitetu, który go wspierał. Okruszki ze stołu pańskiego zdążył złapać Michał Kądziołka młoda gwiazda miejskiego Polskiego Stronnictwa Ludowego. Startował z listy wspierających Ryszarda Nowaka i zasiadł na fotelu wiceprzewodniczącego Rady Miasta. Dla przegranych z PO nie było litości. Nikt z tej partii nie załapał się nawet na wiceprzewodniczącego jakiejkolwiek komisji Rady.
Tam zdobyli 18 mandatów w 29—osobowej Radzie, więc po cholerę z kimś dzielić się choćby najskromniejszą władzą. Przez 25 lat od wolnych wyborów funkcjonował niepisany, dobry obyczaj polityczny, że wygrani częściowo dzielili się z przegranymi władzą. Dość powiedzieć, że w myśl tych standardów zwykle przewodniczącym Komisji Rewizyjnej była osoba wywodząca się z grupy radnych, którzy nie wygrali wyborów.
Te standardy PiS—owscy radni i ich polityczni reżyserzy do gruntu zniszczyli. No, ale nie ma się co dziwić, skoro prezes Jarosław Polskę Zbaw musi nosić na plecach worek z kamieniami, który mu założyli platformersi. PiSowscy radni z takim brzemieniem na plecach muszą mieć siłę, toteż zachłanność na władzę jest zrozumiała. Przecież nie będą się dzielić dietami z przegranymi. Oby się tylko tą zachłannością nie udławili, czego im wcale nie życzę przy wigilijnym opłatku. Z zachłanności rozliczą ich w przyszłości mieszkańcy tej ziemi.
Jakoś niedużo przed tegoroczną wieczerzą wigilijną gruchnęła wieść, że Szwajcarzy w Boże Narodzenie jedzą psy i koty. Co kraj, to obyczaj, smacznego. U nas w Wigilię zwieWojciech h Molendowicz M l d i rzęta raczej mówią ludzkim głosem, niż trafiają do garnka. Nie wiem, Z gór widać lepiej co na temat dwunastu potraw z kota sądzi mój pies. Na razie leży pod stołem i łypie nieufnie, jakby podejrzewał mnie, że mogę chcieć go oddać Szwajcarom na gulasz. Łypie i milczy, ale jak się odezwie w Wigilię, to mi pewnie pójdzie w pięty. Podobnie zresztą było podczas niedawnych wyborów samorządowych. Z pełnoletnich domowników tylko pies nie oddał głosu.
Mówiąc precyzyjniej Fido dał głos, ale ten okazał się nieważny. O wyborach przy świątecznym stole raczej rozmawiać nie będziemy. Kotlet z kota też z pewnością na nim nie zagości, a jedynym szwajcarskim akcentem podczas świąt może być omówienie kursu tamtejszego franka i wpływ walutowego kredytu hipotecznego na przyszłoroczny budżet domowy.
Z tym frankiem dla przyjaciół CHF to zresztą ciekawa historia. Pomiędzy pierwszą a drugą turą listopadowych wyborów uczestniczyłem w tygodniowym wyjeździe studyjnym do Szwajcarii właśnie. Podczas jednego z wykładów prezes szwajcarskiego związku małych i średnich przedsiębiorstw — bystry gość, łebski ekonomista — nie wytrzymał i zapytał, dlaczego się tak wiercę na moim wygodnym szwajcarskim krzesełku? Najgrzeczniej jak umiałem wygarnąłem mu, że moje niespokojne ruchy to nie objaw ADHD, ale troska o wynik zbliżającego się w jego kraju referendum.
Wiadomo — efekt tego głosowania może położyć się długim cieniem na stanie moich rodzinnych finansów na całe pokolenia i budżetów tysięcy moich rodaków również , a tu dzieci dorastają, płot wymaga remontu, z rynny kapie i mnóstwo innych wydatków. Już go miałem zapytać, czy zamierza głosować na moją zgubę, kiedy okazało się, że świat lubi w najmniej spodziewanych momentach stawać na głowie. Szwajcarzy są bowiem znacznie mniej niż Polacy zainteresowani referendum pytającym o wysokość swoich rezerw złota, a tym samym o stan mojego kredytu w CHF.
Coś dla ciebie, czyli: szukam prawdziwej miłości, męża, żony; szukam przyjaciół - portal dla osób sobie przeznaczonych. Katolicki portal randkowy Chrześcijańskie Randki to miejsce, w którym łączymy ludzi. Przez nasz serwis poznasz ciekawe osoby, zaprzyjaźnisz się i zakochasz.
Poza tym nasz szwajcarski wykładowca dziwił się, dlaczego zadłużamy się we frankach, bo on w całej Szwajcarii nie spotkał ani jednego Szwajcara, który by zaciągnął kredyt w złotówkach. No i czy ci Szwajcarzy nie są jacyś dziwni? Przecież w złotówkach podobno się bardziej opłaca. Dżentelmeni przy świątecznym stole nie mówią jednak o pieniądzach oraz kota ani psa w żadnej postaci na nim nie stawiają.
Dżentelmeni w tym czasie zamiast ku dobrom doczesnym zwracają się w stronę wartości duchowych.
A duchowość to polska specjalność. Szwajcarską specjalnością są — jak wiadomo — banki. Skoro w 15—tysięcznej i słynącej z pobożności Limanowej są trzy kościoły w tym jeden w Sowlinach, a drugi aż w Łososinie Górnej! Nic bardziej mylnego!
Otóż we Freiburgu zwanym też. Tak więc we Freibourgu doliczyliśmy się większej ilości kościołów niż banków. Generalnie Szwajcarzy powinni koniecznie przyjechać do Nowego Sącza uczyć się bankowości. U nich na głównym deptaku miasta, mają ledwie dwa banki. Jakby wiedzieli, ile my mamy banków na Jagiellońskiej, to natychmiast porzuciliby Alpy, czekoladę, zegarki, a przede wszystkim franka i wybrali złotówkę.
Być może wszystko przez to, że oni nie potrafią się między sobą dogadać. Pewnie trudno w to uwierzyć, ale w całej Szwajcarii nikt nie mówi po szwajcarsku! Przynajmniej ja nie słyszałem. To, że w Nowym Sączu ludzie nie mogą się dogadać, bo podzieleni są na zwolenników Handzla i Nowaka to pikuś! Tam jedni mówią, że mieszkają we Freiburgu, a druga połowa twierdzi, że żyje we Fribourgu.
Ale to jeszcze nic! W tej samej sieci sklepów COOP po jednej stronie ulicy piszą na kwicie kasowym po niemiecku, a naprzeciw po francusku! No i jak w takiej Szwajcarii ma być dobrze? Oni nawet jednej dziury w serze nie mają, więc jak tu wierzyć pewnemu radnemu, który mówił, że Nadbrzeżna jest dziurawa jak szwajcarski ser.
Niech pojedzie i znajdzie chociaż jedną dziurę w serze! Najgorsze jest jednak coś innego. Szwajcarzy mają czwarte na świecie PKB w przeliczeniu na jednego mieszkańca, a zamiast wydawać franki pełnymi garściami, tylko je oszczędzają.
W takim Freiburgu zwanym też Fribourgiem kursuje kolejka górska napędzana — za przeproszeniem — gów… Kolejka jak kolejka, podobna u nas jeździ na Górę Parkową w Krynicy, ale ten napęd! Sprawa jest prosta: to, co mieszkańcy górnej części miasta zostawią w ubikacji, wpływa do tysiąclitrowego zbiornika, który swoim ciężarem ściąga wagonik w dół. W tym samym czasie ten drugi wagonik jedzie do góry, bo wcześniej na dole opróżnił swój zbiornik.
I tak w kółko.