Contents:
Miałbyś szczęście — odparł Jeb. Oczywiście ma jakiś tam bagaż, ale wszystkie mają. Raczej problemy emocjonalne — mówił Jeb. Wszystkie są jak bezdomne koty, albo mruczą ci na kolanach, albo szczają do butów.
Ma w sobie coś wyjątkowego. Jakby mnie kto pytał, dla takiej panny można pocierpieć. Tak czy siak, miałbyś szczęście — powtórzył.
Zabrał pusty talerz siostrzeńca. Albo lepiej — zanieś jej ten list. Zawiadomienie z biblioteki uniwersyteckiej po drugiej stronie rzeki. Dziewczyna nie oddała jakiejś książki i kara powiększała się każdego dnia. Na pewno ucieszy ją wizyta. Siostrzeniec w podskokach ruszył przez podwórze, wzniecając kurz, i przebiegł przez zapadający się chodnik na trawnik przed domem dziewczyny. Jej podwórze nie miało ogrodzenia, tylko gęstą, przerośniętą trawę, niewielkie zimozielone krzewy, stosy wilgotnej ściółki rozrzuconej byle jak wokół dwóch krzywych sadzonek.
Na stopniu stało kilka pustych doniczek. Siostrzeniec nacisnął dzwonek, potem zapukał, ciężko oddychał ze zniecierpliwienia. Kiedy dziewczyna otworzyła, Jeb wycofał się do swojego domu, by obserwować przez okno w salonie. Miała na sobie te same postrzępione dżinsowe szorty i czarną koszulkę z odciętymi rękawami. Siostrzeniec przez moment stał jak zamurowany, a potem podał dziewczynie list.
Zbyt wiele mógł wypaplać. Zaproponujemy Ci osoby, z którymi możesz umówić się na randkę i rozpocząć ciekawą znajomość w dobrym towarzystwie. Zyska się czemu trafiasz na randki…moi partnerzy muszą być miekkie. Ten portal randkowy dla polaków na którym rejestrują się zakochać. Zorientował się też, że słyszy niemal wszystko, co dzieje się w budynku obok, jeśli uważnie nasłuchuje przez okno w piwnicy. Dlatego właściwie niosłam ten mój — poręczny tylko z nazwy — bagaż, życząc sobie wszystkiego najgorszego, że go wzięłam, nie sprawdziwszy wcześniej jego stanu. Darmowe randki i randka, portal randkowy Akasha letnia kobieta, Kraków Małopolskie poszukiwany mentor duchowy ,tantry,mantry ,joga
Kiedy rozmawiali, machała trzymaną w dłoni kopertą. Wsadziła palec pod klapkę, nie zauważając, że Jeb ją wcześniej otworzył i zakleił ponownie. Siostrzeniec jakby na coś czekał, drapał się w ucho, wkładał i wyjmował ręce z kieszeni. Dziewczyna wzruszyła ramionami, odgarnęła włosy i się uśmiechnęła.
W końcu chłopak wycofał się po tylnych schodach. Dziewczyna pomachała listem i zatrzasnęła drzwi. Jeb przyglądał się jej sylwetce przez zasłonięte papierem okna.
Pomasował sobie ramię. Było całe pozbijane i żylaste. Obrał miękkiego zbrązowiałego banana. Słuchał, jak siostrzeniec odjeżdża. Wczesnym popołudniem Jeb był na podwórzu, ciągnął zardzewiałe krzesło ogrodowe po ziemi. Usiadł w miejscu, z którego przez otwarte drzwi kuchenne jej domu widział dziewczynę zmywającą naczynia. Spojrzała na Jeba przez siatkowy płot. Siedział tam sobie, oglądając jej podwórze jak telewizję.
Lekki, ciepły wiatr mierzwił jej długie, rozpuszczone włosy. Złapała je palcami, potem odwróciła się plecami do Jeba, by zapalić papierosa. Od dawna nie miał w życiu nikogo wyjątkowego. Szanuję waszą prywatność. Możesz iść z nami, jeśli chcesz. Dla mnie nie ma różnicy. Dziewczyna wyglądała tak pięknie na wietrze i w dziwnym różowym świetle słońca przebijającym przez blade chmury.
Patrzył, jak jej koszulka okleja ciało, kiedy wiało mocniej. Trzymając w zębach papierosa, dziewczyna znów poskromiła włosy i skręciła je w warkocz.
Pod pachami miała kropki krótkich włosków i białe plamki po dezodorancie. Wypijemy jednego, jak to robią w Alabamie, a potem możecie iść tam, gdzie chodzą młodzi.
Pijasz whisky, co? Podniosła jakąś małą sadzonkę w doniczce i zaniosła ją na ganek. Zagrzmiało po raz pierwszy. Wrócił do domu i usiadł na kanapie, nasłuchując i licząc, czekając na burzę.
Przed ósmą deszcze zdążyły już nadejść leniwymi, zacinającymi płachtami walącymi w okna Jeba. Niebo poczerniało, ale z każdą strzelającą nad głowami błyskawicą robiło się ametystowe i okopcone. Jeb wziął wcześniej prysznic, włożył czystą koszulkę, przylizał włosy pomadą, ogolił się, oklepał wodą kolońską. Na kolację zjadł gotowane nóżki z kurczaka, małą puszkę kiszonej kapusty, kilka wczesnych kwaśnych czereśni.
Z powodu burzowego koncertu przez piwniczne okno nie słychać było żadnych dźwięków z domu obok. U Jeba radio nadawało komunikaty o zerwanych liniach energetycznych, zalanej międzystanowej. Połamane gałęzie wymusiły zamknięcie kilku dróg. Przejazd przez most nie jest bezpieczny, mówili. Siostrzeniec zadzwonił, żeby przekazać dziewczynie wiadomość: — Powiedz jej, że utknąłem. Nie dam rady dzisiaj przyjechać.
Z kuchennej szafki wyjął dwie kryształowe szklanki, polizał brzegi obu i postawił je obok whisky. Przełączył radio na jakąś spokojną muzykę. Kilka minut po ósmej rozległ się dzwonek do frontowych drzwi. Dziewczyna miała czarne kalosze i lśniący żółty sztormiak, którego kaptur sztywno wisiał nad jej zasłoniętą twarzą. Weszła do środka i zdjęła płaszcz. Woda ściekała z niego na podłogę. Jeb zrobił krok w tył. Sukienka pod sztormiakiem była rozczarowaniem: może nie całkiem domowa, ale pastelowa, kwiecista, z taniej bawełny, z krótkimi rękawami.
Z radością zauważył za to kolczyki — małe srebrne serduszka. Dziewczyna pachniała kokosem, owocowymi drinkami, tropikalnym wiatrem, plażami z białym piaskiem. Wziął od niej sztormiak i powiesił przy drzwiach. Kiedy straciła równowagę, Jeb złapał dziewczynę za przedramię. Chyba się tym nie przejęła.
Jeb zaczerwienił się, czując zmysłowość jej ciała — miękkiego wokół kości jak u niemowlaka.