Contents:
A może ich wysłała? Plakaty wyborcze Marii Koc wiszą jeszcze wszędzie w okolicy. Pani Koc jest szarą eminencją tych stron.
Czy takiego Węgrowa chce? Oczywiście, skoro tu jestem, to znaczy, że ktoś mi zapłacił. Ktoś, czyli Żydzi. Wiadomo, że za wszystko i wszystkim płaci Georg Soros.
Ten przesąd można wyrazić tak: Polak dla Żyda za darmo nie zrobi nic. Nie ma głupich! Ten przesąd wraca też jako oskarżenie pod adresem Żydów. Polacy są przekonani, że pieniądze to jedyna napędzająca Żydów motywacja. Polacy jednak nie są naiwni i przejrzeli tę grę na wylot. Otóż Polakom się wydaje, że Polacy to nieskazitelni bohaterowie II Wojny Światowej, że Polska i Polacy nigdy nie kolaborowali z Niemcami, nigdy nie dali się złamać, zawsze walczyli po właściwej stronie, aktywnie włączyli się w pomoc Żydom, a wiele osób zostało za to zabitych.
Dowodami na to mają być Karski, Pilecki i AK, które zastępują niejako całe polskie społeczeństwo. Urojenie polega na tym, że osiągnięcia nielicznych przypisujemy wszystkim.
Polska to Pilecki, Karski i AK. Niezależnie od tego, gdzie wskazać palcem na wojenną mapę, zawsze pojawią się te nazwiska, jakby oni byli wszędzie. Prawda jednak jest w tym względzie dość uboga w heroizm: w aktywnym ruchu oporu, w konspiracji i w oporze zbrojnym uczestniczyła garstka śmiałków — to były beztlenowe Himalaje dla większości z nas.
Większość próbowała żyć w nizinach, chcąc po prostu jakoś przeżyć, kładąc uszy po sobie, co zresztą było najmądrzejszym możliwym wyborem. Postawa znakomitej większości Polaków nie ma nic wspólnego z pomnikowymi nazwiskami ani komiksowym bohaterstwem. Przez lata okupacji wielu Polaków nie widziało Niemca na oczy, prowadząc swoje gospodarstwa daleko od szosy. Sołtys nadal był sołtysem, a sprawę załatwiało się w gminie, do której trzeba było się udać. Nie jest tak, jak myśli wielu z nas, że Hitlerowiec siedział każdemu na karku i patrzył na ręce.
Po prostu zmieniła się władza gdzieś tam, w mieście. Problemem bardziej realnym raczej był bandytyzm i różnego rodzaju partyzantka, która mogła ogołocić spichlerz. W takim Węgrowie i okolicach, oprócz Zagłady Żydów która była realnym kataklizmem, wojna właściwie nie zniszczyła nic. Domy jak stały tak stały. Pola jak rosły tak rosły, a na targ jeździło się jak zwykle we wtorki i piątki. Jak się jeździ i dziś. Oczywiście nasilił się strach i niepewność jutra, co doskonale opisuje Zaremba w Wielkiej Trwodze, można było dostać bilet na przymusowe roboty, a wiele osób poszło na tułaczkę, ale dla większości wojna okazała się życiem w wymuszonej ciszy.
Nawet odważnie szacunki dotyczące ilości Polaków, którzy zginęli z rąk hitlerowców za pomoc Żydom określają tę liczbę na około Przy ogólnych stratach polskiej ludności cywilnej w czasie okupacji to jest liczba znikoma. I nie chcę przy tym umniejszać tego wysiłku i heroizmu tych ludzi.
Chodzi mi o skalę. Dodatkową sprawą jest to, że osoby te zazwyczaj doznały represji, gdyż wydał ich ktoś z polskich sąsiadów. Większość ocaleńców z Holocaustu wspomina Polaków jak najgorzej, jako największe bezpośrednie zagrożenie dla swojego przeżycia. No i w końcu prawda jest taka, jeśli mówimy o kolaboracji, że donosicielstwo wśród Polaków na siebie nawzajem było olbrzymie, o czym świadczą ostatnio opublikowane archiwa Gestapo, Polacy uczestniczyli w administracji niemieckiej, tworzyli oddziały granatowej policji, wstępowali do Wermachtu, podpisywali listę folksdojczów, na której znalazło się ponoć 3,5 miliona naszych rodaków.
Co groteskowe, wielu z tych ludzi wykorzystało później ten fakt, by się na niego powołać przy ucieczce z komunistycznej Polski do RFN. I wtedy z tłumu wychodzi starszy pan, który groźnie macha laską w naszą stronę i wykrzykuje, że ściana, na której chcemy malować, wcale nie jest żydowska i niech pan nie opowiada! Ta ściana akurat należała do polskiego hrabiego Łubińskiego i on to wie, bo ma dziewięćdziesiąt lat.
Podchodzę do niego z mikrofonem i pytam, czy pamięta Żydów. A on na to, że i owszem, bardzo dobrze pamięta i wyciąga z kieszeni kartkę, na której ma zapisaną listę żydowskich nazwisk, swoich żydowskich sąsiadów. Podstawiam panu mikrofon pod usta, a on zaczyna wspominać.
Mówi, kto był piekarzem, kto miał sklep z tkaninami i gdzie kto mieszkał. Benek Nissman był dentystą, a Kwiatek był fryzjerem tam na rogu. Bielacki miał czapki i kapelusze, Symha Zima miał sklep ze smarami. Estera Zielony Las miała lodziarnię. Kreda miał farbiarnię na Gdańskiej. Zaczyna nawet opowiadać anegdoty i są to miłe wspomnienia. Jego twarz się rozpogadza i nawet pojawia się uśmiech. A więc ta pamięć nie musi być zła… Później dowiem się, że ów pan, o imieniu Bogdan, pojawia się na większości takich miejskich wspominek, a kartka była w użyciu już wiele razy. Chodzi mi o Fajwla, autora książki.
Według niego coś tam Fajwel nie tak napisał. Ach tak, czyli Fajwel kłamie, bo Żydzi do Treblinki poszli, a nie pojechali. Tu jest to fajwelowskie kłamstwo, które odnajduję potem wytknięte przez historyka Jóźwiaka. Rozumiem co prawda, że czy na piechotę, czy samochodami, to efekt dla Żydów był ten sam? Odzywam się do Węgrowian w kilku słowach opisując książkę Fajwla. Mam nadzieję, że ktoś ją przeczyta.
Mówię nawet, że mają wyjątkowe szczęście, że taka książka w ich mieście powstała, że mają tak cenny dokument, że powinni być za to wdzięczni losowi. Na to włącza się pan Bogdan:. Bielawski powinien być wdzięczy Polakom. Wdzięczny do końca życia! Wracamy więc do antysemickich refrenów. Pan Bogdan pamięta Żydów sprzed wojny, ale Zagłady już nie pamięta. O tym lepiej nie mówić.
Bielawski przeżył i ma być wdzięczny, a że reszta nie przeżyła, to już ich sprawa. Wdzięczny do końca życia. A za swoje przetrwanie zapłacił złotem, które zaczął chomikować w puszkach zakopywanych w ogrodzie, na taką właśnie okazję. Tak, Bielawski zachował wdzięczność do Polaków. Zachował jeszcze pamięć.
A ta pamięć jest dla Polaków bezlitosna. Ale tego już nie mówię przez mikrofon na targu w Węgrowie. Po co zadrażniać. I tak jest gęsto. Czemu pan holenderską sprowadził? Niech pan jedzie do Holandii i tam pyta ilu Żydów wybili! Nacjonalista chce polskiej telewizji. Może powinien ją sobie załatwić, ja nie wiem… Ja kontaktów w polskiej telewizji nie mam.
Teraz Dawid przejmuje mikrofon i zaczyna opowiadać o sobie, o byciu Żydem i Polakiem, o wspólnej pamięci i wspólnej odpowiedzialności za tę pamięć. Jestem Żydem i Polakiem, mówi. Jestem z tego dumny. Po czym odśpiewuje po hebrajsku modlitwę. Fajnie, że ludzie mają okazję jej posłuchać.
Tu w Węgrowie. A ludzi zbiera się coraz więcej. Biorę mikrofon i wspominam tę, za którą przyjechałem tu zatęsknić.
Znam Rachelę, gdyż przetrwała w pamięci swojego kochanka Fajwla, jako kwiat na pustyni okrucieństwa, jako najlepsza i najpiękniejsza istota pod słońcem, którą Fajwel zaledwie raz pocałował. Tulili się do siebie przez tydzień w małym schronie, po czym los ich rozdzielił. Już na zawsze. Rachela została zastrzelona na cmentarzu Węgrowskim i wrzucona do dołu. Takich rzeczy się nie zapomina. Takich rzeczy się nie wybacza.